Search
Close this search box.
Nothing-to-wear

Strobing – błyskanie niskim kosztem i światło ciągłe vs błyskowe

Jeśli chce się fotografować ludzi, to prędzej czy później będzie trzeba zacząć używać lamp. I nie piszę tutaj o lampie wbudowanej w aparat czy zamontowanej na nim. Dziś poruszę temat stricte sprzętowy, traktujący o strobingu, czyli fotografowaniu przy użyciu reporterskich lamp błyskowych, rozmieszczonych gdzieś na planie zdjęciowym (ale nie na gorącej stopce aparatu).

Mój zestaw do błyskania kiedyś był, po pierwsze, bardzo tani, a po drugie, mobilny – zależało mi na tym, żebym mógł zapakować go razem z aparatem i obiektywami do plecaka i jechać z tym wszystkim na motocyklu (dodam, że na ścigaczu, a nie na moto obrzuconym kuframi z każdej strony). Wszystko znajdowało się w plecaku lub było do niego przymocowane. Moc nawet się nie zbliżała do najsłabszych lamp studyjnych, ale jakoś dawałem sobie z nim radę przez długi czas. Zresztą do dzisiaj w portfolio mam wiele zdjęć zrobionych wyłącznie tym sprzętem, a na niemal wszystkich sesjach używam przynajmniej jednej z opisywanych lamp.

Wszystkie zdjęcia modelek, które umieściłem w tym wpisie, wykonałem wyłącznie z użyciem lamp, jakie zostały tu opisane. Niektóre z tych fotografii szerzej opiszę w kolejnych notkach (lub już opisałem).

Poza tym, że wspomniany zestaw był mobilny, był też bardzo tani. Nie ma większego problemu, jak potrzebujesz jednej lampy i w dodatku wystarczy Ci wyzwalanie fotocelą. Gorzej, kiedy chcesz ich więcej. Zestaw, o którym piszę, kosztuje 1000 zł i składa się z trzech lamp błyskowych wraz ze statywami oświetleniowymi, bardzo prostymi modyfikatorami do nich i wyzwalaniem radiowym. Wszystko nowe. Przy czym nie były to żarówki błyskowe, tylko całkiem mocne (jak na tę kategorię) lampy reporterskie z siedmiostopniową regulacją mocy, wbudowaną fotocelą (z opcją pomijania przedbłysków) oraz palnikiem obracanym na boki i do góry. Lampy reporterskie, czyli takie, jakie zakłada się na gorącą stopkę aparatu. Owe lampy to Yongnuo YN-460II, które swego czasu robiły furorę i właściwie dalej robią. Dwójka rzymska na końcu jest bardzo ważna, pierwsza rewizja jest słaba. Do zestawu dołączono nawet plastikową podstawkę, dyfuzor i futerał z materiału.

Strobing

Mam je do dzisiaj i używam na każdej sesji, tak samo jak pozostałych rzeczy z tego zestawu – statywów, wyzwalaczy, parasoli. Cały czas mi służą i w niektórych przypadkach są nie do zastąpienia przez lampy studyjne. Cena za jedną taką lampę waha się w okolicach 50$ (w tym koszt wysyłki do Polski), a bezpośrednio w Polsce ok. 200 zł. Jest też model YN-560 o zbliżonej mocy, ale bardziej zaawansowany.

Porównanie trzech modeli. Zdjęcie pochodzi z camcrunch.com

Model YN-560 ma zoom, wejście PC, lepszą fotocelę, sygnał dźwiękowy i możliwość podpięcia battery packa. Niestety, kiedyś była dwukrotnie droższa od modelu 460II, teraz na eBayu są w podobnych cenach. No i jest jeszcze YN-560II, w której dodano LCD. Nie wiem czy zwiększono moc, jednak prawie o połowę wyższa cena sprawia, że do taniego zestawu raczej bym jej nie brał pod uwagę.

Wszystkie te lampy są manualne, czyli trzeba ręcznie ustawić moc, z jaką mają błyskać. Nie obsługują TTL-a, ale to żadna wada w tym przypadku. W tego typu fotografii i tak używa się wyłącznie manualnych ustawień, bo skąd automatyka lampy może wiedzieć, jak mocno chcesz doświetlić włosy, czy tło wolisz mieć jaśniejsze czy ciemniejsze itd. Jedyne o co zadba automatyka, to żeby zdjęcie nie było niedoświetlone lub prześwietlone. Jeśli sam sobie z tym nie radzisz, to jeszcze wiele przed Tobą. Natomiast niezaprzeczalnym plusem oświetlenia z automatyką jest możliwość ręcznego ustawiania mocy takich lamp, ale przy użyciu menu aparatu. Nie trzeba wtedy podchodzić do lampy za każdym razem, kiedy chce się zmienić moc. Kiedy jest się sam na sam z modelką, to może być to spora zaleta, jednak jak się ma asystenta czy po prostu w pobliżu jest jakakolwiek inna osoba (chociażby wizażystka, która już pomalowała modelkę), to wtedy ta zaleta traci na wartości. Trzeba również pamiętać, że cena lampy, którą można sterować z poziomu aparatu, jest zupełnie inna niż lamp, które opisuję.

Brick: Strobing dwiema lampami Yongnuo YN-460II

Klaudia Danch/klub Brick w Tarnowskich Górach (2 x YN-460 II + światło zastane z okna w tle)
135 mm | F/3,5, 1/200s, ISO 100

Pamiętajcie, że mowa cały czas o nowych lampach. Na allegro można kupić stare używki różnych firm, czasami nawet jeszcze taniej. Niestety, zazwyczaj są to lampy o mniejszej mocy i bez wbudowanej fotoceli. Z podziałem mocy też różnie bywa. Trzeba także uważać, bo lampy używane w czasach analogów miały wysokie napięcie na stopkach, do którego nie wszystkie odbiorniki radiowe są przystosowane.

Ciekawostka: Pierwsze elektroniczne lampy błyskowe pojawiły się za oceanem w czasach II wojny światowej. W latach 50. dotarły do Europy. Wcześniej używano czegoś podobnego do żarówek błyskowych, ale były one jednorazowe – drut wykonany z aluminium lub magnezu spalał się w trakcie błysku.

O statywach i uchwytach oświetleniowych nie miałem wtedy pojęcia, więc za ok. 120 zł kupiłem zestaw reporterski, czyli statyw + uchwyt na lampę reporterską + parasol transparentny; na allegro jest tego pełno. W tej cenie statywy wykonane są z bardzo cienkich rurek, ale ma to swoje zalety: są lekkie i mieszczą się do niewielkiego futerału (mi udaje się spakować cztery takie statywy do jednego niewielkiego futerału – dwa do miejsca przeznaczonego na statywy i kolejne dwa w miejsca przeznaczone na parasolki. Parasolki też się tam mieszczą, między statywami). Przy okazji – zdecydowanie praktyczniejsze są futerały zamykane na plastikowe zapięcie zatrzaskowe niż te na rzep. Problem z takimi statywami pojawia się w momencie, gdy trzeba błyskać w plenerze na wietrze – wtedy raczej trzeba mieć coś solidniejszego, np. statyw Quantuum Air, który zbiera bardzo pozytywne opinie i kosztuje 100 zł, lub po prostu zainwestować w porządne statywy. Ale skoro dzisiaj mówimy o tanich przedmiotach, to nie o porządnych.

Trzy takie tanie zestawy reporterskie + trzy lampy i uzbierała się kwota ok. 800 zł. Pozostała kasa poszła na wyzwalacze radiowe tej samej firmy – Yongnuo RF-602. Obecnie dostępna jest nowsza wersja, RF-603, w której wyzwalacz jest jednocześnie odbiornikiem. Oznacza to, że na lampę i na stopkę aparatu zakłada się dokładnie takie samo urządzenie. Nie ma więc obaw, że jeśli nadajnik padnie, to zostanie się na lodzie bez zapasowego. Po prostu weźmie się drugi z którejś lampy i założy go na aparat. Za tę cenę – rewelacja. Nie umożliwi to sterowania lampami z automatyką z poziomu nadajnika, nie umożliwi też błyskania na krótkich czasach, ale, jak już pisałem, dzisiaj ma być tanio.

Ktoś może zapytać po co kupować radio, skoro można wyzwalać błyskiem przez wbudowane w te lampy fotocele. Owszem, można, ale to kompletnie niepraktyczne, bo lampy muszą się „widzieć”, a aparat wówczas również musi błyskać jakąś lampą, chociażby wbudowaną (można ją zasłonić filtrem). Gorzej, jeśli lampa znajduje się za Tobą. Nie musisz mieć radia na każdej lampie, ale przynajmniej główną dobrze byłoby w ten sposób wyzwalać. Skupiasz się wtedy na dobrym ustawieniu świateł, a nie na tym, żeby lampy się „widziały”. Radio, o którym pisałem, ma gorącą stopkę, więc po prostu wkładasz na nią lampę i gotowe. Niektóre wyzwalacze radiowe mają tylko wyjścia PC, na wtyczkę jack lub jakieś inne. Wtedy lampę z radiem łączy się za pomocą kabla. Można też podpiąć aparat bezpośrednio do lampy, właśnie za pomocą przewodu. Jest to fajna opcja… do pierwszego potknięcia się o niego modelki… Mimo wszystko przy obecnych cenach radia w ogóle nie rozważałbym stosowania kabla.

Brick: Strobing dwiema lampami Yongnuo YN-460II

 Klaudia Danch, charakteryzacja: Karolina Zientek (2 x YN-460 II). Opis całej sesji możecie zobaczyć tutaj.
135 mm | F/5,6, 1/200s, ISO 320

Miałem też Metza 58 AF-1, którym można było sterować zdalnie z poziomu aparatu. Był wart więcej, niż wszystko wcześniej wymienione razem wzięte. Mimo to do strobingu zdecydowanie wygodniej było mi używać lamp Yongnuo. Prostsze w obsłudze i nie szkoda, kiedy statyw z lampą się przewróci. Poza tym YN mają fotocelę, a Metz nie (więc jak chce się ją mieć, to trzeba dokupić stopkę z fotocelą). Metza 48 AF-1 też miałem i właściwie wspominam go lepiej niż 58 (cały czas mam na myśli strobing). Po prostu obsługa była wygodniejsza, ale w dużej mierze za sprawą tego, że miał o wiele mniej funkcji. Ciągle jednak najchętniej sięgałem po Yongnuo.

Uzupełnienie zestawu stanowiła srebrno-złota blenda, zrobiona z koca grzewczego (do kupienia w aptece za kilka złotych). Tego zdecydowanie nie polecam – jakość jest tragiczna, nawet w porównaniu do najtańszych blend z Chin. Ponadto daje zdecydowanie ostrzejsze światło, bo jego powierzchnia jest bardziej lustrzana. Chińskie blendy są tanie, warto sobie sprawić przynajmniej jedną. Do zdjęć ludzi najlepiej mieć z jednej strony białą, z drugiej zaś srebrną. Osobiście używam prawie wyłączenie tej białej. O blendach więcej będzie innym razem.

Jeśli ktoś nie ma akumulatorków, to do całości trzeba by doliczyć jeszcze ich koszt (białe Sanyo Eneloop wypadają rewelacyjnie w kategorii cena/jakość) i ładowarkę. Do lampy wchodzą cztery baterie AA.

Strobing

Czy taki zestaw nadaje się do robienia zdjęć? Zdecydowanie tak. Czy nadaje się do wszystkiego i jest w stanie zastąpić oświetlenie studyjne? Zdecydowanie nie. Problemem na pewno będzie za mała moc, kiedy ktoś pracuje na wysokich przysłonach. Można przyjąć, że taka lampa jest nieco ponad 2 EV słabsza od typowych niskobudżetowych lamp studyjnych 300Ws, a do wysokich przysłon to 300Ws jest często o wiele za słabe. Poza tym światło z lampy reporterskiej rozchodzi się inaczej niż ze studyjnej – świeci zdecydowanie bardziej na wprost. W praktyce znaczy to tyle, że trudniej równo oświetlić duży softbox czy nawet parasolkę (światło na środku będzie mocniejsze niż na brzegach). Przy takich ok. 80 cm nie ma to dużego znaczenia, ale już przy 120 cm na obrzeżach światło będzie sporo słabsze niż w środku. Największe straty światła będą przy beauty dishu, ale raczej mało kto go używa w połączeniu z takimi lampami.

Strobing dwiema lampami Yongnuo YN-460II

Idalia Zbrzeźniak (Eastern Models), MuA: Karolina Łukaszewicz/klub Brick w Tarn. Górach
(2 x YN-460 II + filtr czerwony ). Opis całej sesji możecie zobaczyć tutaj.
24 mm | F/2,8, 1/200s, ISO 200

Warto się też zastanowić nad kupowaniem softboxów i innych modyfikatorów dedykowanych do lamp reporterskich. Lepiej chyba inwestować w akcesoria do lamp studyjnych z popularnym mocowaniem Bowens. Należy się wtedy zaopatrzyć w adapter, który z tymi modyfikatorami pozwoli używać lamp reporterskich. Dzięki takiemu rozwiązaniu wszystko, co kupisz, będziesz mógł wykorzystać w przyszłości z lampami studyjnymi (nawet jeśli zdecydujesz się na jakieś z innym mocowaniem, to wystarczy odpowiedni adapter).

Światło ciągłe vs błyskowe

Tanio można skompletować również zestaw ze światłem ciągłym, zamiast błyskowego. W dodatku na początku chyba każdemu się wydaje, że ze światłem ciągłym zdjęcia robi się łatwiej. Widać na żywo efekt końcowy i chyba rzeczywiście jest to ułatwienie… jeśli ktoś robi zdjęcia analogiem. Oczywiście zdarzają się przypadki, kiedy przydałaby się żarówka pilotująca (jak w lampach studyjnych), ale w czasach LCD w każdym aparacie można zrobić kilka dodatkowych zdjęć testowych i też światła ustawi się idealnie. Poza tym światło błyskowe nie wytwarza tyle ciepła, więc odpada potrzeba stosowania drogich modyfikatorów. Po prostu montuje się kilka lamp obok siebie i nie ma obaw, że softbox będzie do wyrzucenia, albo że miejsce zdjęć stanie w płomieniach. Poza tym nie oślepia ludzi, a make up nie zacznie spływać z modelki z powodu wysokiej temperatury.

Dodatkową wielką zaletą reporterskich lamp błyskowych jest ich rozmiar i zasilanie bateryjne. Można ich użyć chociażby tak, jak ja to zrobiłem na poniższym zdjęciu:

Strobing trzema lampami Yongnuo YN-460II

Klaudia Danch, MuA: Karolina Zientek, fryzura: Le’Prestige (3 x YN 460II). Opis całej sesji możecie zobaczyć tutaj.
135 mm  | F/10, 1/200s, ISO 200

W kuli umieszczona została lampa. Zmieściła się bez większych problemów i nie trzeba było się martwić prowadzeniem kabla zasilającego (opis tej sesji znajdziecie w poprzednim wpisie). Dodatkowo w plenerze nie trzeba się przejmować prądem. Całość jest lekka i mobilna.

Jest jeszcze jedna opcja – żarówki błyskowe. Niestety, nie ma w nich regulacji mocy, co je dyskwalifikuje. Można oddalać i przybliżać żarówkę od fotografowanego obiektu, ale to żadne rozwiązanie, bo zupełnie zmieniamy wtedy oświetlenie, a nie tylko moc.

Brick: Strobing jedną lampą Yongnuo YN-460II

Klaudia Kandziora/klub Brick w Tarnowskich Górach (1 x YN 460II)
50 mm | F/5,0, 1/200s, ISO 200

Podsumowanie

Ja na pewno nie uważam światła ciągłego za alternatywę do błysku. Nie w tej dziedzinie fotografii. Przy tego typu zdjęciach światło ciągłe ma same wady, w dodatku mówimy o tanim zestawie, a modyfikatory do światła ciągłego są o wiele, wiele droższe niż te do błyskowego. Światło ciągłe ma sens, ale w innych dziedzinach fotografii; przede wszystkim w takich, gdzie czas naświetlania możemy dowolnie wydłużać. Przy zdjęciach ludzi jest to kompletnie bezsensowne rozwiązanie. Ceny lamp błyskowych są dzisiaj już tak przystępne, że to właśnie nimi proponuję się zainteresować. 1000 zł za NOWY zestaw składający się z trzech lamp i z wyzwalaniem radiowym każdej z nich to bardzo dobra opcja. Można oczywiście znaleźć coś jeszcze tańszego, ale wtedy trzeba być gotowym na większe kompromisy.

Udostępnij